Komentarze: 0
Iza nagle znalazna się w macierzyńskich objęciach pani Salomei, Ludwisi, która śmiejąc się i płacząc ją całowała i panny Florencyi, która wybiegłszy bez ufryzowanej grzywki, z uczuciem na nią swemi pięknemi oczami patrzała.
Wszystkie te panie zasypywały ją gradem pocałunków, pytań i wykrzykników, gdy Awdotia porwawszy z powozu jej kuferki, nie zadawalając się poprzedniem powitaniem stanąwszy na boku, z dziewiczo opuszczonemi oczyma, wielokrotnie, gorliwie i zawzięcie dygała.
— Jakżeż się cieszę żeś tak w porę przyjechała moja ukochana Izo! — radowała się pani Salomea. — Jutro, pojutrze wybieram się w drogę do chorego stryja, który przed śmiercią wzywa mię do siebie. Nie byłabym powitała mojej ulubienicy.
Panna Florencya melancholijnie oczy wzniosła w górę.
— Ja wam to zawsze powtarzam: Iza za mądra aby dać się tak złapać za innych. Ona musiała mieć w tem jakieś wyrachowanie!