Komentarze: 0
Iza nagle znalazna się w macierzyńskich objęciach pani Salomei, Ludwisi, która śmiejąc się i płacząc ją całowała i panny Florencyi, która wybiegłszy bez ufryzowanej grzywki, z uczuciem na nią swemi pięknemi oczami patrzała.
brak
Iza nagle znalazna się w macierzyńskich objęciach pani Salomei, Ludwisi, która śmiejąc się i płacząc ją całowała i panny Florencyi, która wybiegłszy bez ufryzowanej grzywki, z uczuciem na nią swemi pięknemi oczami patrzała.
"Wziałyż mene porubały..." — śpiewała coraz zawzięciej i tkliwiej.
W niej obudziła się tygrysia żądza zadawania męczarni, rozkoszowania się obłędnymi płomieniami, które wzniecała. Tak! rzucić w kogoś ogniste zarzewie... szarpać i palić!
— Pani otoczona tylu hołdami, iż przywykła je lekceważyć... Niech pani jednak pojmie, że ja nie jestem człowiekiem podobnym do innych! otóż i czuje odmiennie, nie tak, jak wszyscy. Ja... ja dla pani byłbym zdolny...
Deszcz padał ulewny, skośnemi strugami jak siecią strun srebrnych przerzynając powietrze. Wiatr szamocąc drzewa uginał je do ziemi i wówczas z czubów ich tryskały obfite fontanny.