Archiwum styczeń 2015


sty 16 2015 wyrachowanie
Komentarze: 0

 Iza nagle znalazna się w macierzyńskich objęciach pani Salomei, Ludwisi, która śmiejąc się i płacząc ją całowała i panny Florencyi, która wybiegłszy bez ufryzowanej grzywki, z uczuciem na nią swemi pięknemi oczami patrzała.

Wszystkie te panie zasypywały ją gradem pocałunków, pytań i wykrzykników, gdy Awdotia porwawszy z powozu jej kuferki, nie zadawalając się poprzedniem powitaniem stanąwszy na boku, z dziewiczo opuszczonemi oczyma, wielokrotnie, gorliwie i zawzięcie dygała.
— Jakżeż się cieszę żeś tak w porę przyjechała moja ukochana Izo! — radowała się pani Salomea. — Jutro, pojutrze wybieram się w drogę do chorego stryja, który przed śmiercią wzywa mię do siebie. Nie byłabym powitała mojej ulubienicy.
Panna Florencya melancholijnie oczy wzniosła w górę.
— Ja wam to zawsze powtarzam: Iza za mądra aby dać się tak złapać za innych. Ona musiała mieć w tem jakieś wyrachowanie!
styczen123 : :
sty 16 2015 przerażenie
Komentarze: 0

 "Wziałyż mene porubały..." — śpiewała coraz zawzięciej i tkliwiej.

U bramy dorożka zawadziwszy o kamień i zatrząsłszy się energicznie przystanęła, łza z bijącem radośnie sercem wysiadła. Awdotia dojrzawszy sylwetkę wchodzącej, wyciągnęła szyję jak gęś zaciekawiona, próbując wyślinionym palcem gorącości żelazka gniewliwie syczącego pod tem dotknięciem; — i stała tak niepewna, wahająca się, z nogą lotnie do biegu podniesioną, jak pierzchliwa rusałka, — chwiejąc przed sobą białe mgły uprasowanych muślinów.
Nagle poznała Izę! Wydala okrzyk przeraźliwy, wierzgnęła nogami w bardzo etykietalnym ukłonie, poczem przypadłszy jej do rąk, zaczęła okrywać je pocałunkami wrzeszcząc:
— Oj jej! oj jej! nasa pani psyjechała!
styczen123 : :
sty 05 2015 DYSZĄCA PIERŚ
Komentarze: 0

 W niej obudziła się tygrysia żądza zadawania męczarni, rozkoszowania się obłędnymi płomieniami, które wzniecała. Tak! rzucić w kogoś ogniste zarzewie... szarpać i palić!

— Wolno niektórym... marzyć! — rzekła.
Nie chciała dozwolić na wybuch; drażliwość kobieca buntowała się w niej. a zresztą... zabawa raz na zawsze byłaby straconą!
— "Cóż? niechaj się męczy — rozumowała — niech tonie... Dla niego to przyjemne... i dla mnie też!"
Tymczasem trzymała go na wodzy błyszczącym hypnotycznie wzrokiem, i z głową przegiętą w tył zdawała się tonąć wrozmarzeniu, rozważać coś. Twarz jej zwolna zasnuwała się mgłą i oczy stawały się surowe.
Saburyn pochylił się z dyszącą piersią.
styczen123 : :